Wywiad: Jestem człowiekiem sukcesu
Gordon Haskell Angielski muzyk, wokalista, autor tekstów. Jeden z najbardziej enigmatycznych członków legendarnej, angielskiej grupy King Crimson. Współpracował wieloma znanymi artystami: Jimim Hendriksem, Cliffem Richardem, Alvinem Lee i Van Morrisonem. Po karierze solowej, zniknął na jakiś czas z muzycznej sceny. Grał w klubach i barach w Danii, potem w Anglii. Powrócił na rynek muzyczny w 2001 roku z przebojem „How Wonderful You Are”, który dotarł na drugie miejsce angielskiej listy przebojów. Często gościł na koncertach w Polsce, bo czuje do naszego kraju pewien sentyment.To był wspaniały wieczór. Gordon Haskell – specjalny gość towarzyszył orkiestrze eM Band na jedynym, niepowtarzalnym koncercie w sali widowiskowej MDK. Muzyk śpiewał lekko zachrypniętym głosem dla ponad 350 widzów swoje utwory i największe przeboje. Było swingowo, jazzowo, balladowo i rock’n’rollowo – po prostu magicznie. Po koncercie specjalnie dla Czytelników PJ udzielił wywiadu.
Jakiej muzyki słuchał pan w latach młodości, na jakiej muzyce pan się wychował?
To były czasy, kiedy słuchało się muzyki królujących wówczas artystów, takich jak: Ray Charles, Jerry Lee Lewis, Little Richard i Chuck Berry. W pewien sposób ta muzyka mnie ukształtowała. Chociaż w dzieciństwie słuchałem muzyki kościelnej, różnych pieśni.
Kiedy zaczęła się pana kariera muzyczna, z jakim zespołem zaczął pan koncertować?
Na początku swojej kariery grałem w zespole, który nazywał się Liga Dżentelmenów (League of Gentlemen). Graliśmy wtedy The Beatles, muzykę instrumentalną, pop, blues.
Lata 70. to przede wszystkim współpraca z legendarnym zespołem King Crimson? Jak pan wspomina ten czas?
To była muzyka pop lat 70. Obiecująca, ale krótka i przede wszystkim trudna współpraca. Gdy byliśmy młodzi, powodem różnicy zdań była muzyka. Teraz, gdy jesteśmy starzy, to polityka wywołuje różnice zdań. Istnieje różnica między faszyzmem i nie faszyzmem. Dla mnie King Crimson to byli faszyści. Więc tak naprawdę, nie była to różnica zdań, co do muzyki, ale brak porozumienia duchowego, co widzę dopiero teraz.
Późniejsza kariera solowa, czym ona była podyktowana?
Ponieważ wytwórnia Atlantic Records, która wydawała płyty King Crimson zaoferowała mi solowy krążek. Dla mnie to był wielki zaszczyt i ogromna szansa podpisać umowę z Atlantic Records i Ahmetem Ertegün (prezes AR).
Grał i śpiewał pan z wielkimi gwiazdami, muzykami sesyjnymi. Z kim na przykład i co panu dały te występy?
Z Cliffem Richardem, Alvinem Lee, trochę z Vanem Morrisonem, trochę z mniej znanymi osobami. Głównie członkowie grupy R&B (rythm & blues). Gdy grałem z tymi muzykami, przekonałem się, jak należy zarządzać swoją karierą. Zobaczyłem, że każdy ze znanych artystów miał menadżera i to było źródłem ich nieszczęścia. Obiecywali ci coś, a potem dostawałeś połowę. I to nie była wina artystów, ale menadżerów, którzy zawsze byli nieprzyjemni. Więc nauczyłem się, że menadżerowie i muzycy nie są dobrym połączeniem. Bardzo trudno zaprzyjaźnić się z menadżerem.
Sukcesem w pana karierze jest na pewno singiel „How Wonderful You Are”. Jaki jest przepis na napisanie takiego przeboju?
Bardzo chciałem stworzyć przebój, w którym mogłem wrócić do swojego dzieciństwa i Raya Charlesa. Zadałem sobie pytanie „Jak nagrywał Ray Charles?”, a potem powiedziałem muzykom: „Udawajmy, że jest rok 1958”. I zrobiliśmy to. Nie mieliśmy technologii, ale zrobiliśmy to tak, jak gdyby Ray Charles grał na żywo z zespołem. Wtedy tak się nie robiło. W tamtym czasie to nie moda tworzyła piosenkę. To nie przepis, ale fakt, że ludzie mogą usłyszeć różnicę, więc jeśli twój kawałek, jako jedyny w radiu nie jest stworzony z pomocą komputera, to odstajesz od innych. Wokal był bardzo dobry, melodia wpadała w ucho, ale oprócz tego posiadała „duszę”, która przywoływała wspomnienia ludzi. Słuchacze bardzo żywo reagowali na ten przebój. Podobał im się. Mieliśmy ogromne zamówienia. To było magiczne. Był to następny dzień po 11 września, gdy wszyscy byli jeszcze w szoku. Grający w radiu powiedział: „To jest coś prawdziwego”. A potem prezenter dostał całą masę maili, pytających „Kim on jest?”. Kiedy masz tak ogromne wydarzenie jak tragedia WTC i masz piosenkę z duszą, jest to naprawdę dobry czas dla tej muzyki. Dlatego zdecydowałem się wypuścić nowe nagranie przed ówczesnymi świętami Bożego Narodzenia, bo czułem, że coś się szykuje. To tak jak z Bogiem i diabłem. Tragedia WTC była diabłem, a Bóg mówił: „How Wonderful You Are? Nie zapominaj, że jest dobro na świecie, nawet w obliczu takiego zła”. To jest coś duchowego, magicznego. To była magia.
Kilkakrotnie był pan w Polsce na koncertach, nagrał singiel z Katarzyną Skrzynecką. Co się podoba panu w Polsce?
To, co lubię w Polsce, to równowagę pomiędzy Wschodem i Zachodem. Jesteście narodem, na który ma wpływ kultura sąsiadujących państw. Polska powinna zachować swoją kulturę, która jest wyjątkowa. Każdy, kogo spotkałem 15 lat temu, był dobrze wykształcony, znacznie lepiej niż Amerykanie czy Anglicy, wykształcony w każdej dziedzinie. Ale przez te 15 lat coś się zmieniło. Polacy rezygnują ze swojej kultury, aby być częścią tego nowoczesnego świata, co przestaje mi się podobać. Niemniej jednak jesteście narodem, który ma potencjał i potraficie walczyć o swoje.
A Jaworzno i orkiestra eM Band? Jak pan ocenia współpracę z jaworznickimi muzykami?
Po pierwsze, jest to dla mnie niesamowity zaszczyt występować na scenie z tak dobrymi muzykami. Nie spotyka się tak dobrych artystów w Ameryce. Są niesamowicie pracowici, obowiązkowi! Członkowie eM Bandu mogliby znaleźć pracę wszędzie, współpracować z każdym. Mają ogromne możliwości, cieszę się na tę współpracę i jestem szczęśliwy, że mam tu swojego przyjaciela Marka Podkowę, to jest fantastyczny i bardzo zdolny człowiek. Dlatego tu jestem, bo wszyscy są naprawdę świetnymi muzykami.
Ma pan coś z buntownika? Pytam, bo ma pan za sobą epizod współpracy z grupą grającą muzykę psychodeliczną (Les Fleur de Lys), grania po klubach w Danii i Anglii.
Nie uważam się za buntownika. Wierzę, że jako ludzie jesteśmy rządzeni przez tych, którzy uważają, że mogą nas kontrolować. Są wyrafinowani, bo studiowali psychologię, więc myślą, że mogą kontrolować nasze umysły. Oni nie chcą chronić społeczeństwa, ale kontrolować umysły ludzi przez strach, kłamstwa i pożądanie. Dlatego każdy teraz jest wgapiony w ekran i zajmuje się wysyłaniem wiadomości, jak roboty, chodzące po ulicach. Jestem buntownikiem w tym sensie, że nie potrzebuję kontroli. Sam sobą zarządzam. Rządzący manipulują nami, nawet znaczeniem słów. Nie pozwolę sobie na to, by być prowadzonym przez tych, którzy chcą mi coś narzucać, jakieś swoje instrukcje.
A plany muzyczne? Może kolejny przebój?
Cóż… Myślę, że mam kolejny hit. Moja żona i przyjaciele twierdzą, że jest to hit. Ale kiedy starasz się wdrożyć jakieś plany, to ciężko jest przewidzieć, czy taka piosenka, która powinna być hitem, stanie się nim – to nie jest dobry czas. Wierzę, że ta piosenka spodoba się słuchaczom, jest od serca, tak jak kiedyś, tak i teraz włożyłem w nią część swojej duszy. I to jest dla mnie najważniejsze. Jestem teraz szczęśliwy. Jestem człowiekiem sukcesu, bo nie potrzebuję sukcesu.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Ewa Szpak
Link do strony: http://www.pulsjaworzna.pl/2016/10/16/1872/